Odrobinę zadumany,
trochę zabiegany,
ciut zdenerwowany –
dzień listopadowy
I znów mamy listopad. Listopad jak to listopad – mokry, zimny i ponury…
Choć w tym roku znów z tym stereotypem ciut nie wyszło. No dobrze, w weekend w okolicach 11 listopada chwilę popadał deszcz, przynajmniej na tym zboczu góry, na którą właśnie wchodziłam. Ale w dolinach widziałam pięknie rozświetlone słońcem miejscowości, między chmurami prześwitywało co nieco błękitu, a drzewa… Drzewa nie dały się do końca jesieni. Mimo usilnych starań jeszcze październikowych i mocnych porywów listopadowych wiatrów wciąż można znaleźć kwitnące rośliny oraz liście na drzewach, i to niekoniecznie zaschnięte i zbrązowiałe. Część brzóz ciągle rozjaśnia ciemną zieleń sosen i świerków, od czasu do czasu jak czerwony płomień błysną liście na dębie lub jasną plamą żółknących igieł zalśni modrzew. A na niektórych krzewach widziałam jeszcze zielone liście, i nie, nie mam na myśli tych roślin, które zielenią się przez cały rok. Podobno w lasach ciągle można zbierać grzyby! A przynajmniej można było do niedawna, bo dziś mrozik dotarł nawet do Warszawy, a szron pokrywał trawniki i zaparkowane przy ulicach samochody. A w poniedziałek sąsiad na Ursynowie zaczął wreszcie likwidować swój śródziemnomorski ogród i wywozić bananowce, palmy i inne egzotyczne rośliny do ich zimowego schronienia. Mam nadzieję znów je podziwiać w przyszłym roku.
Kwitnąca róża i likwidowanie ogrodu na Ursynowie
Jakby na to nie patrzeć, listopad to już półmetek pierwszego semestru w szkołach. Tak naprawdę to już bliżej niż dalej końca. No bo po kilku dniach wolnych w listopadzie mamy zaraz przerwę świąteczną, potem Sylwestra, Nowy Rok i święto Trzech Króli. A zaraz potem, w drugiej połowie stycznia zaczynają się ferie zimowe. Młodzież zaczyna się tym trochę denerwować. Ostatnio w drodze do pracy usłyszałam takie słowa: Już nie wiem co robić, gdyby chociaż było wiadomo czego, ale nie wiem co trzeba się uczyć…
Abstrahując od poprawności językowej zasłyszanej wypowiedzi, problem jest rzeczywiście poważny. W pierwszej chwili korciło mnie by powiedzieć: Ucz się wszystkiego! Ale to raczej nie jest takie proste. Ucz się tego, co jest ci potrzebne! – to nie do końca dobra podpowiedź. No bo skąd w szkole, zarówno podstawowej, jak i średniej (na studiach także!), możemy mieć pewność, że dana wiedza nam się nigdy nie przyda? Sama ciągle jestem zaskakiwana – mimo że emerytura już za pasem – jakie dziwne informacje, które kiedyś zapadły w mroczne głębie mojej pamięci, okazały się przydatne, a nawet niezbędne w moim życiu. Jaka jest zatem prawidłowa odpowiedź dla naszych uczniów?
Ucz się tyle ile możesz, bo nigdy nie wiesz,
które ze zdobytych umiejętności okażą się kluczowe.
Agnieszka Borowiecka
listopad 2025